Szłam powolnym krokiem do domu blondynki. Pogoda wyglądała, jakby
odzwierciedlała mój nastrój. Cały czas lało jak z cebra i niebo przybrało
złowieszczo szarą barwę. Przez całą drogę, starałam się odpędzić myśli o Alex,
ale niestety. Jako że jest moją przyjaciółką i przed kilkoma minutami
pokłóciłyśmy się, to ciągle siedzi mi w głowie. Zastanawiałam się czy pójście
do Carter było warte wystawienia Alex do wiatru.? W tamtej chwili nie zdawałam
sobie z tego sprawy, jednak dopiero po kilku dniach, zrozumiałam ten błąd.
Doszłam do domu Carter i przed bramą
stanęłam jak wryta. No faktycznie, wiedziałam, że Carter to bogata rozpuszczona
laleczka, ale OMFG. Wiecie jak wyglądają
takie bogate wille różnych milionerów nie.? No to właśnie jej dom tak wyglądał.
Nie panując nad sobą otworzyłam szeroko usta. Po kilku minutach stania na
deszczu otrząsnęłam się, gdy jedna z kropli rozbiła się na moich okularach.
Przekroczyłam bramę i podeszła do drzwi. Miałam już zapukać mosiężną kołatką,
ale drzwi otworzyły się tuż przed moim nosem. W progu stanęła ładna, zgrabna,
brązowowłosa, na oko 40 letnia kobieta. Ubrana była w czarną elegancką sukienkę
i na szyi miała zawieszony naszyjnik z brylancikami.
- Eeee… dzień dobry – zaczęłam lekko przestraszonym
głosem.
- Tak.? – kobieta miała miły, aczkolwiek lekko drażniący
dla ucha głos.
- Jestem Carol i przyszłam do Carter
- Ahh tak. Proszę wejdź – kobieta uchyliła szerzej drzwi
i wpuściła mnie do środka. lekko się uśmiechając.
O.o znowu ten szok. Wnętrze również bogate jak zewnętrze
:P Ściany pomalowane na elegancki beżowy kolor. Podłoga z jasnych paneli, a na
suficie wisiał ogromny złocisty żyrandol. Gdy kątem oka zauważyłam, że kobieta
zamyka drzwi i kieruje się w moją stronę, od razu odwróciłam wzrok od bogatego
domu i skierowałam go na ową panią.
- Nazywam się Jeniffer i jestem mamą Carter –
przedstawiła się kobieta , prowadząc mnie w głąb domu.
Mama Carter wyglądała na miłą kobietę, choć uważam , że
kryje w sobie jakąś zarozumiałość. Szatynka poprowadziła mnie po schodach na
górę i wskazała jasnoniebieskie drzwi po prawej stronie.
- To jej pokój. – rzekła i udała się z powrotem na dół.
Podeszłam do drzwi i uniosłam rękę, aby zapukać. Jednak
zawahałam się. A co jeśli Carter
przygotowała jakąś pułapkę, zasadzkę jakiś kit, żeby mnie zwabić do domu i
ośmieszyć.? Przez kilka minut zmagałam się z moimi myślami, jednak serce
wygrało walkę ze zdrowym rozsądkiem. Zapukałam delikatnie po czym weszłam do
środka, nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie. Pokój wyglądał niczym komnata
księżniczki. Rozejrzałam się z uwagą po pokoju, kiedy mój wzrok zatrzymał się
na osobie leżącej na wielkim łożu z baldachimem. Niewątpliwie była to Carter.
Niewątpliwie również płakała, gdyż słychać było głośny szloch. Podeszłam
niepewnie do łóżka, usiadłam na jego brzegu i delikatnie szturchnęłam w ramię
blondynkę. Ta podniosła gwałtownie głowę, jakby ocknęła się z jakiegoś transu i
rzuciła mi się na szyję wybuchając ponownie płaczem. Nie wiedziałam co zrobić.
Jednak chyba jakaś kobieca intuicja kazała mi przytulić Carter i pogłaskać ją
po włosach. I tak zrobiłam, choć w środku toczyłam ze sobą krwawą walkę.
Blondynka wtuliła się we mnie.
- Emmm Carter co się stało.?
-Patrick… on mnie rzucił…. – rzekła Carter i znowu
rozpłakała się.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co mam teraz
zrobić, więc postanowiłam poczekać aż Carter się trochę uspokoi i może da mi
pójść do domu. Blondynka jednak przez najbliższą godzinę przytulała się do mnie
i pociągała nosem. Nie minęło jednak kolejne 15 minut, gdy Carter przyniosła do
pokoju dwa wina i również dwa kieliszki. Gdybym wiedziała co się potem stanie
nawet nie wchodziłabym do tego domu. Jednak skąd mogłam wtedy wiedzieć, że ta
blondynka jest tak bardzo podstępną żmiją.? Panna Carter –Pocałuj–Mnie–W–Dupe–I–Spierdalaj–W-Podskokach- Whetmore wtedy była dla mnie cholernie miła. Blondynka
namawiała mnie do napicia się tego drogiego wina, a ja ciągle stawiałam opór.
Jednak jakoś udało jej się mnie przekonać i po godzinie jedna z butelek była
całkowicie opróżniona, natomiast druga do połowy. Oczywiście ja więcej wypiłam,
chociaż wiem, że nie powinnam. Pamiętam jeszcze jak Carter wyciągnęła kamerę i
zadała mi jakieś pytania, jednak nie pamiętam już jakie i co było dalej, gdyż w
tym właśnie momencie film mi się urywa.
Sobota.
Tak wielkiego kaca, już dawno nie miałam. Obudziłam się o
godzinie 15 i od razu pobiegłam do kuchni napić się wody i przy okazji wziąć
coś na ból głowy. Wypiłam ze dwie szklanki
i zaczęłam szukać tabletek. Nagle usłyszałam kroki usłyszałam i po
chwili Jacky weszła do kuchni.
- Długo wczoraj zabalowałaś duża – rzekła Jacky i usiadła
przy stole przypatrując się moim bezskutecznym szukaniem jakiejś aspiryny czy
coś.
- Powiesz mi jak ja się w ogóle znalazłam w domu.? –
zapytałam cicho.
Jack spojrzała na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale po
minucie czy dwóch odezwała się.
- Wiesz przyszłaś grubo po północy….ledwo trzymałaś się
na nogach… coś próbowałaś mi powiedzieć, ale nic nie rozumiałam…jakoś
wciągnęłam Cię po schodach i wepchnęłam do pokoju. Miałaś farta że rodziców
jeszcze nie było, bo byś miała ostro
przypał Caro. – zrobiła pauzę – A gdzieś Ty tak zabalowała.?
- Byłam u Carter i ona namówiła mnie do wypicia jakiegoś
wina. Ja sama wypiłam chyba 1 no z kawałkiem. – rzekłam trochę głośniej,
usiadłam naprzeciwko Jacky i złapałam się za głowę.
Ta wstała bez słowa, podeszła do szafki obok lodówki i
wyciągnęła ze dwie aspiryny. Podeszła do mnie i podała mi się uśmiechając się
lekko.
- Z nieba mi spadłaś mała – odwzajemniłam uśmiech i
popiłam tabletki , jedną po drugiej.
Po razu poczułam się trochę lepiej. Zrobiłam sobie
jeszcze kanapki jako późne śniadanie i wróciłam do pokoju. Zrzuciłam z siebie
wczorajsze ciuchy i zajrzałam do szafy.
- Pamiętasz że dzisiaj jest koncert chłopaków.? –
zapytała Jacky wchodząc do mojego pokoju, bez pukania.
Gwałtownie odwróciłam głowę w stronę Jakcy i pożałowałam
tego. Uderzyłam czołem w drzwi szafy i ból
powrócił.
- Co.?
- No tak . Koncert. Dzisiaj. O 18 w centrum. –
powiedziała spokojnie Jacky i uwaliła mi się na łóżku.
- Zdążę.? – zapytałam siostry.
- No wiesz chłopaki mają być tu za półtorej godziny, więc
TY na pewno się wyrobisz .
Spojrzałam znowu na szafę. Wyciągnęłam z niej czerwone
rurki, białą koszulkę w czarne paski i białe trampki. Zarzuciłam to szybko na
siebie i przejrzałam się lustrze.
- Niczym Louis z Doncaster – rzekła z uśmiechem Jacky.
- O to chodziło – mrugnęłam do niej i poszłam do
łazienki.
Umalowałam się delikatnie i rozczesałam katastrofę na
mojej głowie, po czym stwierdziłam, że wyglądam całkiem całkiem i opuściłam to
pomieszczenie. Zeszłam na dół do salonu i włączyłam telewizję. Po 5 minutach
myślałam, że się posikam ze śmiechu. Włączyłam jakiś teleturniej i sam
prowadzący wyglądał jak jakiś idiota, to Ci ludzie i ich odpowiedzi to po
prostu mistrzostwo. Zerknęłam przez łzy na zegarek. 16:31
- Caroool.! – usychałam krzyk mojej siostry.
Odwróciłam się w stronę schodów. O.o Normalnie zamarłam z
wrażenia. Szok. Szczęka opada, aż trzeba zęby zbierać z podłogi. Wyglądała tak
awwwwww. ( pod rozdziałem będzie pokazane )
- Ej mała czyżbyś się gdzieś po koncercie wybierała.? –
poruszyłam śmieszne brwiami – Na jakąś randkę.?
- No wiesz …może – zarumieniła się i zeszła do salonu.
- A gdzież to zacny Pan Malik Cię zaprosił .? –
uśmiechnęłam się szeroko, ukazując moje nawet proste ząbki.
- Emmm…noo..na spacer po Londynie. – uśmiechnęła się
delikatnie i jej twarz znowu spłonęła rumieńcem .
Niewiele myśląc rzuciłam się na siostrę i mocno ją
wyściskałam, życząc udanego wieczoru. Nagle poczułam wibracje telefonu. Oooo.
Ktoś mnie lubi.! Jednak po chwili stwierdziłam, że to Carter. Pytała co dzisiaj
robię. Hmmm zastanawiałam się chwilę czy by jej troszkę nie okłamać, ale jednak
moja szczera strona ( hahahaha XD )
wygrała. Odpisałam że wybierać się na koncert chłopców i zapytałam czy by nie
chciała pójść z nami, żeby choć trochę odreagować to rozstanie z Patrick’iem.
Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale byłam jakaś miła dla tej tlenionej
blondynki. Odpisała, że chętnie i że spotkamy się w centrum przed wejściem na
koncert. Nooo tam mogą być tłumy, ale zgodziłam się. Oznajmiłam Jacky, że zabieramy za kulisy
Carter. Ona zrobiła wielkie oczy, ale nie skomentowała tego. Pewnie nie chcę
się ze mną kłócić, przed tak wspaniale zapowiadającą się randką. Równo o 17
jakieś osobniki zaczęły walić w drzwi wejściowe. Zanim ja zdążyłam zerwać się z
sofy, Jacky już otwierała drzwi. Do środka wpadło całe One Direction, a no
końcu dumnie i spokojnie wszedł Paul. Jacky rzuciła się Zayn’owi na szyję, a
cała reszta spojrzała na mnie. Rozłożyłam ręce i wszyscy czterej pobiegli w
moją stronę. Rzucili się na mnie i o mało nie wywaliłam się na podłogę. Potem
wyściskałam każdego z osobna, mówiąc jak bardzo za nimi tęskniłam. Na końcu
przytuliłam się z moim marchewkowym księciem. Ten pocałował mnie w czoło.
- Gotowa na niesamowity spacer pokoncertowy.? -
uśmiechnął się zadziornie
- Ależ oczywiście. – mrugnęłam do niego i dopiero teraz
zlustrowałam go wzrokiem.
Oboje wyglądaliśmy identycznie. Znaczy że ubrania
mieliśmy takie same.
- No pasujesz do mnie wiesz.? – zaśmiałam się, a on razem
ze mną.
Po przywitaniu się każdy z każdym wpakowaliśmy się do
niepozornie wyglądającego auta.
- Ejjj chłopcy bo jest taka sprawa. – wszyscy spojrzeli
na mnie – Bo zaprosiłam Carter na wasz koncert – podrapałam się po głowie.
No i znowu ten
szok w oczach. Ehh..
- Carter.?! Carol czy Ci się w dupie poprzewracało.?! Ona
jest zła !! – te słowa należały do Alex.
- Ale ona jest teraz taka smutna po tym jak Patrick z nią
zerwał…
- A skąd o tym wiesz.? – zapytała podejrzliwie Alex.
- Powiedziała mi przez telefon..
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, a ja jeszcze
dodatkowo na bawieniu się włosami Lou, którego to najwyraźniej bawiło.
Dojechaliśmy na miejsce o dziwo nie rozpoznani O.o , ale to nawet lepiej.
Wyszliśmy wszyscy szybko z auta i nagle jakiś osobnik rzucił mi się na szyję.
Była to Carter. Gdy już się trochę opamiętała , przywitała się z resztą i
wróciła do mnie. Nie mogłam na spokojnie porozmawiać z nikim innym, gdyż
blondynka ciągle opowiadała jak to jej ciężko po stracie Patrick’a. Aż zaczęłam
żałować, że ją w ogóle tam wzięłam. Weszliśmy wszyscy za kulisy i chłopcy
oddalili się do różnego rodzaju specjalistów. Wiecie kosmetyczki, stylistki
itp. Z dziewczynami usiadłyśmy wygodnie na kanapach i czekałyśmy na początek koncertu,
który wypadał dokładnie za 30 minut. Carter oznajmiła , że na chwilkę musi iść
do toalety. Gdy tylko wyszła dziewczyny otoczyły mnie i sądząc po ich minach,
nie były zadowolone.
- Po co ją tu zaprosiłaś.? – wycedziła Alex, przed
zaciśnięte zęby.
- Właśnie Carol. – dołączyła się Jack - Przecież to jest
zwykła zołza i ty nagle się z takimi zadajesz hmm.?
- Dziewczyny spokojnie… - rzekła Vic. – Dajcie jej
odetchnąć i poczekajcie co ma do powiedzenia, a nie naskakujecie na nią.
- Ty jesteś po jej stronie.? – zapytał Alex.
- Nie jestem po żadnej stronie, tylko próbuję wam pomóc.
Wyjaśnijcie sobie wszystko na spokojnie.
Teraz wszystkie patrzyły na mnie. Ten świdrujący wzrok
Jacky, mord w oczach Alex i ten spokój bijący od Vic. Wszystkie trzy domagały
się odpowiedzi, a więc musiałam powiedzieć.
- Patrick zostawił Carter. Chciałam żeby choć trochę o
nim na tym koncercie..no wiecie żeby trochę odreagowała to ich zerwanie –
spuściłam głowę. Nie mogłam teraz na nie patrzeć. Czułam się głupio.
Wprowadziłam Carter do naszej paczki, a przecież nie powinnam. Było mi wstyd,
ale no cóż. Już się stało i trzeba iść dalej. – Przepraszam… - po moim policzku
spłynęło kilka łez.
Wytarłam je szybko ręką, jednak moje przyjaciółki je
zauważyły. Podeszły do mnie i przytuliły mnie. Nie widziałam już na ich
twarzach wściekłości. Chyba zauważyły, że przykro mi że je zawiodłam i naprawdę
ego żałuję. Po chwili wróciła Carter, ale dziewczyny mnie nie opuściły tylko
zaczęły się uśmiechać i chyba nawet nie miały zamiaru ode mnie odejść, choćby
na krok. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- To ja pójdę pod scenę. Tam też będzie dobry widok –
rzekła Carter i z lekkim grymasem na twarzy wyszła zza kulis.
Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać, a dziewczyny gratulowały
sobie dobrej roboty. 10 minut przed koncertem wpadli do nas chłopcy i
zrobiliśmy misiaka. Słodko, ale trochę ciasno. Jakiś lachon wyszedł na scenę.
Spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Jak się okazało była to prowadząca cały ten
koncert chłopców i właśnie ich zapowiadała. Chłopcy wyszczerzyli się do nas i
wybiegli na scenę. Razem z dziewczynami pobiegłyśmy za nimi, ale zatrzymałyśmy
się tuż przed wejściem nad scenę. Ukradkiem spoglądałam na publiczność. Pod
sceną stała ucieszona Carter i raz po raz skakała do góry i machała rękami do
chłopców, którzy jakby starali się tego nie zauważać. Zaśmiałam się. Chwilę
potem chłopcy oficjalnie rozpoczęli koncert tradycyjnie od „ What makes you
beautiful ”. Znowu zerknęłam na te tłumy przed sceną….Szok… Szczęka mi opadła,
a oczy prawie wyleciały z oczodołów. W drugim rzędzie stała ładna szatynka i
śpiewała razem z nimi. Uśmiechała się delikatnie. Mój wzrok znowu powędrowała
scenę. Harry chyba też ją zauważył, bo na chwilę przestał śpiewać i wpatrzył
się w szatynkę. Ona lekko się zawstydziła i spuściła głowę, by tylko nie
patrzeć na Harre’go. Gdy Lou szturchnął Hazze w ramię, ten nagle się ocknął i
dalej śpiewał z chłopakami, nie spuszczając oczu z szatynki.
- Co to miało być.? – zapytała zdziwiona Alex.
- Właśnie. Harry nigdy tak nie robił na koncertach.
- Ohh dziewczyny. Spójrzcie – pokazałam im dyskretnie na
dziewczynę w drugim rzędzie.
-SOPHIA.!! – krzyknęła Jacky.
Alex i Vic również patrzyły na ni, ale nie mogły nic z
siebie wyksztusić. Zdziwiła je obecność Sophii. Z resztą też byłam przekonana,
że nie pojawi się na koncercie. Przez następne 2 godziny, nie mogłyśmy się
skupić na cudownych głosach naszych chłopców, tylko ciągle patrzyłyśmy z
niedowierzaniem na Sophię. Po wielkich brawach oznaczających koniec koncertu,
chłopcy wbiegli za kulisy i wyściskali każdą z nas osobno. No wyjątkiem był
Harry. Usiadł na kanapie i zakrył twarz w dłoniach. Wyswobodziłam się z uścisku
Niall’a, szepnęłam mu na ucho, że idę do Hazzy i podeszłam do niego. Usiadłam
obok i położyłam mu dłoń na ramieniu. Harry drgnął i podniósł swoje zielone
oczy na mnie. Były smutne i takie przygaszone. Szkliły się lekko, jednak ja
wiedziałam, że Harry nie uroni żadnej łzy. A przynajmniej nie tutaj. Przytulił
się do mnie. Głaskałam go po włosach i plecach. Cały gwar za kulisami nagle ucichł.
Podniosłam głowę. Wszyscy przypatrywali się Harre’mu i mnie. Podeszli do nas. O
nic nie pytali. Chyba wiedzieli o co chodzi. Siedzieliśmy tak przez kilka minut
w ciszy. Tu słowa nie były potrzebne. Tylko obecność bliskich. Harry w końcu
mnie puścił.
- Dziękuję – szepnął i lekko się do nas wszystkich
uśmiechnął.
Wszyscy ze szczerzem na twarzach rzuciliśmy się na Hazzę.
Dobra ogarnęliśmy się trochę i każdy poszedł w swoją stronę tzn. ja z Lou do
parku , Zayn z Jacky do Centrum , a reszta urządza bibe w domu. Czas spędzony w
parku z Lou, minął niezwykle szybko no i przyjemnie. W drodze powrotnej złapał
nas deszcz, więc nasz powrót do domu z lekka się opóźnił. Jednak cali mokrzy i
radośni wróciliśmy do domu. Wieczór jak to wieczór, minął na śmiechu , piciu i
zabawie. Nie piłam za dużo. Nie mogłam po ostatnim razie, czyli po wczorajszej
wizycie u Carter. Po 23 wszyscy byli już nieźle wstawieni, z wyjątkiem mnie i
Liam’a . Po naszych namowach, wszyscy grzecznie poszli spać. Ja i Daddy
Direction uprzątnęliśmy salon, po czym oboje również udaliśmy się do swoich
pokoi.
Niedziela
Obudziłam się ok. 9 Louis jeszcze spał, więc zostawiłam
mu kartkę , że poszłam do domu i żeby się nie martwił, moją nieobecnością.
Zeszłam po cichu na dół, żeby nie obudzić reszty domowników i wyszłam z domu
chłopców. Na podjeździe 3 domy dalej stał srebrny mercedes. Zapewne to Reg’a,
więc biegiem udałam się do swojego domu. Wpadłam do środka jak burza i na
wejściu uściskałam Reg’a, a potem mamę. Oznajmili mi , żebym dzisiejszy dzień
spędzimy rodzinnie, jak tylko Jakcy wróci i żebym się z nikim dzisiaj nie umawiała.
Przytaknęłam, gdyż dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Jacky przyszła do domu
tak wpół do 11. Wszyscy poszliśmy do salonu i zaczęliśmy grać w jakieś gry
planszowe. Nigdy nie jest się na to za starym ;p Potem wspólnie przygotowaliśmy
obiad. Po obiedzie udaliśmy się na spacer po parku. Jak mama zaczęła opowiadać
historie z naszego dzieciństwa, to myślałam
że padnę. Podobno jak miałam 6 lat, przeżyłam tu swój pierwszy
pocałunek. Z tego co powiedziała mama, chłopiec który mnie pocałował miał na
imię Nathan i nasze rodziny przyjaźniły się ze sobą, ale potem się gdzie
przeprowadzili i straciliśmy z nimi kontakt. Dziwne, że tego nie pamiętam, ale
no cóż trudno. Po dość długim spacerze , wróciliśmy do domu. Reg oznajmił nam ,
że idziemy do restauracji na kolację. Każda z nas się odstawiła, cóż dziwne ,że
ja też wyglądałam hmm tak dziewczęco, ale spoko. Punkt 19 wybyliśmy z domu.
Kolacja minęła całkiem przyjemnie , pomimo tego iż jeden młody kelner, który
akurat obsługiwał nasz stolik zaczął flirtować z Jacky i to tak no nachalnie.
Ale Jacky przy wyjściu strzeliła mu z liścia, co lekko zszokowało naszą mamę.
Zapał chłopaka się na szczęście ostudził i wrócił szybko do swojej pracy. Po
tym całym dniu , zmęczona padłam na łóżko , jak tylko wróciliśmy do domu.
Poniedziałek
Z mojego pięknego snu ( którego od razu po wstaniu już
nie pamiętałam -.- ) wyrwał mnie dźwięk telefonu. Pomacałam szafkę koło łóżka,
nie podnosząc głowy z poduszki. Znalazłam telefon i przystawiłam do mojego
ukrytego pod gąszczem czarnych włosów ucha.
- Halo.? – zapytałam, po czym ziewnęłam głośno.
- Carol do
cholery.! – zaczęła wrzeszczeć Alex –Gdzie Ty jesteś.? Za 10 minut zaczynają się lekcje.!
Ta wiadomość podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody.
Poderwałam się do góry.
- Co kurwa.?!
- To co słyszałaś.
Jeśli uda Ci się wyrobić w 5 minut, jeszcze po Ciebie mogę przyjechać.
- Przyjechać.?
- Wyjaśnię jak się
zobaczymy – ucięła krótko Alex i rozłączyła się.
Nie miałam czasu, żeby się zastanawiać o co chodzi, więc pobiegłam
szybko do łazienki. Załatwiłam to co potrzeba i wróciłam do pokoju. Wzięłam
pierwszą lepszą koszulkę, krótkie spodenki i trampki. Ubrałam się, wzięłam
torbę i zbiegłam po schodach. Usłyszałam klakson, więc pospiesznie wyszłam z
domu, zamykając go, po czym zwróciłam się w stronę ulicy i szok. O.o Srebrny Mercedes stał na podjeździe mojego
domu.
- Carol no wsiadaj.! – krzyknęła do mnie Alex.
Otrząsnęłam się i wsiadłam na miejsce pasażera.
- Od kiedy masz auto.? – zapytałam, gdy mknęłyśmy przez
miasto.
- Od wczoraj. Chciałam do Ciebie zadzwonić, ale musiałam
je wypróbować. Nie gniewasz się.? –
zerknęłam na mnie.
- Nie – uśmiechnęłam się – I tak bym nie mogła z Tobą
jechać, bo spędzaliśmy wczoraj rodzinnie dzień.
Reszta drogi
minęła nam w milczeniu. Zdążyłyśmy do szkoły, akurat gdy dzwonił dzwonek
na lekcje. Szybko weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy nasze miejsca. Wszystkie
lekcje do lunchu, minęły spokojnie. Wchodząc na stołówkę po francuskim zdałam
sobie sprawę, że wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Nie wiedziałam o co chodzi,
więc nie przejęłam się tym zbytnio. Poszłam po tackę i stanęłam w kolejce. Po
chwili podeszła do mnie wściekła Alex.
- Co to ma znaczyć Carol.?!
- Ale co.? – byłam
zdezorientowana i zdziwiona zachowaniem Alex.
- To do cholery.! – pokazała mi filmik na swoim
telefonie.
Byłam tam ja, najebana w 3 dupy. Nagle ktoś zadał mi
pytanie: Dlaczego przyjaźnisz się z
Alex.? – po głosie poznałam, że to była dziewczyna. Jej głos wydał mi się
znajomy, jednak nie mogłam sobie przypomnieć do kogo on należał. Potem na wesoło
odpowiedziałam: Jest ładna i mądra.
Odrabia za mnie lekcje i dzięki niej mogę stać się popularna. Ją lubią w
szkole, więc jak pokazuje się w jej towarzystwie, ludzie mnie lubią. Po tym
czknęłam i nagranie się skończyło. Spojrzałam znów na nią. Na jej twarzy
malowała się ogromna wściekłość.
- A więc takimi jesteśmy przyjaciółkami tak.?! Tobie w
ogóle nie zależy na przyjaźni ze mną. ! Robisz to tylko po to, żeby nie zbierać
ciągle pał w szkole tak.?! – już otworzyłam buzie, żeby coś powiedzieć, ale
Alex nie pozwoliła mi dojść do słowa. – Ooo zaczekaj mam coś jeszcze. – wyjęła
z torby gazetkę szkolną i rzuciła mi ją.
Otworzyłam ją i na pierwszej stronie widniało zdjęcie, na
którym Mark podaje mi białe pudełeczko, a pod tym wielki napis : Ona go broni, on w zamian daje jej prochy. Zgniotłam
gazetkę i rzuciłam ją do kosza.
- I Ty wierzysz w takie bzdury.?!
- Teraz to już nie wiem czy cokolwiek co mi mówiłaś było
prawdą Carol.! Nie zasługujesz zna to by być moją przyjaciółką.! – krzyknęła
Alex i wyszła ze stołówki.
Jakoś nie przejęłam się tym co powiedziała Alex, ale to
ostatnie zdanie zraniło mnie. Byłyśmy przyjaciółkami, znałyśmy się od
dzieciństwa, a ona teraz mi tu z takim cyrkiem wyjeżdża.? Przecież to
niedorzeczne. Ufałyśmy sobie, spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, a tu co się
okazuje.? Nie jestem godna by być jej przyjaciółką. Jakoś tak nagle przestałam
być głodna. Olałam resztę lekcji i wybiegłam ze szkoły, nie przejmując się nikim. Chciałam zostać sama. Pobiegłam na
wzgórze, niedaleko naszej szkoły i usiadłam na trawie , podciągając kolana pod brodę i objęłam nogi
rękami. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Siedziałam tam samotnie, a
łzy ciekły po moich policzkach. Byłam ciekawa , kto zrobił mi takie świństwo,
ale utrata najlepszej przyjaciółki była wielkim ciosem w serce. Mój telefon
dzwonił już kilka razy, ale ignorowałam go. Powoli zaczęło się robić ciemno i
chłodno. W końcu sięgnęłam po telefon. Godzina 20:14 oraz 10 nieodebranych połączeń od mamy, 6 od
Louis’a i jeden sms, również od niego : „ Carol
odezwij się. Wszyscy się o Ciebie martwimy, a Twoja mama odchodzi od zmysłów. ”
Otarłam twarz ręką. Wstałam i powoli
kierowałam się do domu. Przed 21 byłam
na miejscu. Otworzyłam drzwi i cicho weszłam do środka. Na wejściu rzucił się
na mnie rudy osobnik, w którym poznałam Jacky.
- Carol martwiliśmy się o Ciebie –powiedziała i weszłyśmy
razem do salonu.
Siedziało tam całe One Direction,Reg i moja mama. Słysząc
szuranie butów, mama podniosła głowę, wstała i przytuliła mnie.
- Córeczko .. –widziałam kilka łez spływających jej po
policzkach. – Gdzie byłaś.? Coś się stało, że nic nie powiedziałaś.? – mama
spojrzała mi w oczy. Nie chciałam, jej kłamać, jednak nie chciałam też
powiedzieć jej prawdy. Byłam w kropce, więc jedynie pokręciłam głową. – Ale na
pewno.?
- Tak mamo – posłałam jej sztuczny uśmiech. – Jeśli
pozwolisz , chciałabym już pójść do siebie. Jestem zmęczona – nie patrząc na
nikogo, szybko ulotniłam się do swojego pokoju. Na schodach usłyszałam jeszcze
zaniepokojony głos mojej mamy.
- Coś jest nie tak. Na pewno coś się stało.
- Właśnie. Carol jest taka hmm..dziwna. Nigdy tak nie
robiła – odezwała się Jacky.
- Może mi powie. – rzekł Louis i podążył w ślad za mną.
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Z jednej
strony potrzebowałam samotności, jednak z drugiej potrzebowałam osoby, która
mnie wysłucha i przytuli. Pogłaska po włosach i powie, że wszystko będzie
dobrze. Przytuliłam poduszkę i dałam upust emocjom…
**********
Tak więc mamy część 2.! I tak na początku chciałam was
bardzo, bardzo bardzo przeprosić za to , że tak długo nie dodawałam. To brzydko
z mojej strony XD , ale no cóż nikt nie jest doskonały. Miałam trochę
wątpliwości co do tej części, ale ostatecznie mi się podoba. Miałam przypływ
weny i tadadadadam.! W końcu jest . Kto jest dumny łapka w górę.! Nikt się tego
nie spodziewał co.? XD Szok dla was i dla mnie ^.^
Jak wam dziewczyny mijają wakacje.? Pochwalcie mi się.
Może być tutaj i może być na gadu ;P A i tak chciałam was poinformować, że
zamierzam zawiesić moją działalność na twisterze, gdyż jakoś nie widzę potrzeby
używania go. Chociaż kto wie, może zrobię twitcam’a. Jak będę miała taki zamiar
to was poinformuję. Tak więc nie pisać do mnie
na TT , bo niestety nie odpiszę. Mam dużo wolnego czasu i zabieram się
do roboty. Rozdziały powinny być już dość często, ale na gadu będę wszystkich
informować . Moje gadu dla przypomnienia: 5195014. Do następnego mordeczki
kochane.
+ a i dziewczyny minimum 10 komentarzy ;P
+ a i dziewczyny minimum 10 komentarzy ;P
Love You All ♥♥♥
<---strój Jacky ;P Moim zdaniem wygląda zajebiście.!
**********